wtorek, 8 listopada 2011

3. Farbowanie włosów henną.

Włosy farbuję od około czterech lat - swój ciemny blond (znany - i powszechnie nielubiany - jako mysi :-)) zmieniam w ciemny brąz. Wcześniej zabieg ten wykonywałam u fryzjera, jednak mniej więcej od pół roku wybieram farbowanie w domu. Kupowałam zwykłe, drogeryjne farby - w zasadzie za każdym razem inną, żadna z "popularnych" marek nie powalała bowiem na kolana konsystencją czy działaniem. Przed ostatnim farbowaniem koleżanka, która zwykle mi w nim pomaga, zwróciła moją uwagę na hennę - do tej pory ten specyfik kojarzył mi się z brwiami i rzęsami, jednak zaintrygowana pomaszerowałam do sklepu zielarskiego.

Spośród siedmiu dostępnych odcieni wybrałam ciemny brąz - planowałam zakupić dwie tubki, tak jak kupuję dwa opakowania farby, jednak obsługująca mnie pani swoim stanowczym protestem odwiodła mnie od tego pomysłu (uwierzyłam, bo do tej pory jej rady zawsze były trafne ;-))

Henna zapakowana była w kartonik i muszę przyznać, że portret na jego przodzie nie zachęca do eksperymentów.


Po rozpakowaniu, moim oczom ukazała się tubka z pastą, rękawiczki jednorazowe i instrukcja obsługi.


Jak widać na opakowaniu, produkt polskiej marki Venita to ziołowy balsam koloryzujący z ekstraktem z henny. Producent zapewnia, że nie ma w nim amoniaku i utleniaczy, a włosy po użyciu będą odżywione, pogrubione i bardziej odporne na działanie czynników zewnętrznych. Pozostało jedynie przekonać się, jak to cudo działa w praktyce.

Samo farbowanie okazało się zaskakująco przyjemne! Zgodnie z instrukcją i wskazówkami otrzymanymi w sklepie, zaczęłam od umycia i rozczesania włosów. Potem Justyna (którą z tego miejsca serdecznie pozdrawiam :-)) nałożyła mi tą gęstą, czarną pastę na włosy - tak, jak zwykłą farbę, zaczynając od odrostów. Jednak w przeciwieństwie do farb, henna nie spowodowała nieprzyjemnego pieczenia ani dyskomfortu na mojej wrażliwej skórze głowy. Do tego przyjemnie pachnie i bardzo łatwo zmywa się zarówno ze skóry, jak i przypadkowo ubrudzonej łazienki (miła odmiana po każdorazowym horrorze zmywania farby dosłownie zewsząd ;-)). Na moje długie i dość grube włosy zużyłyśmy prawie 3/4 tubki. Zostawiłam balsam koloryzujący na włosach przez około 45 minut, po czym po prostu dokładnie umyłam.



Tak wyglądają moje włosy po pięciu dniach od farbowania. Kolor wygląda bardzo naturalnie, a włosy przepięknie błyszczą. Dodatkowo, są naprawdę miękkie i zauważalnie odżywione.

Nie wiem, jak włosy będą wyglądać, gdy balsam będzie się wypłukiwać, jednak powyższe zdjęcie przedstawia stan po trzech myciach - na razie nie widać różnicy. Razem z Justyną doszłyśmy do wniosku, że zabieg trzeba będzie powtarzać co półtora miesiąca, a więc w zasadzie tak często, jak powinnam farbować włosy, gdyby miały zawsze wyglądać idealnie. Jedno opakowanie henny kosztowało mnie 8,90 - czyli 1/4 sumy, którą wydałabym na kiepskie drogeryjne farby. Myślę, że rachunek jest prosty - na pewno zostanę przy tym sposobie farbowania (a przy okazji pielęgnacji) włosów. Polecam z całego serca i z czystym sumieniem wszystkim dziewczynom, które chcą przyciemnić włosy lub nadać swojemu jasnemu kolorowi głębię i zdrowy blask.

Pozdrawiam :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz